Chciałbym poruszyć temat, jak dla mnie bardzo ciekawy... temat dzieł Tolkiena. Przez jednych książki te są uwielbiane, przez innych olewane... przez innych kompletnie nielubiane... ja jestem mądry i należę do tej pierwszej grupy :P...
Dla mnie, katolika, i ogólnie dla chrześcijan, książki te powinny mieć olbrzymie znaczenie... w tych książkach jest drugie dno... dość widoczne... od Marysi dowiedziałem się ostatnio, że Tolkien umieścił we "Władcy" symboliczne istoty Chrystusa: mędrca (Gandalf), władca (Aragorn) i zbawca (Frodo)... Cała walka, jak dla mnie, jest odzwierciedleniem męki Jezusa (opuszczenie Shire, takiego "Nieba"; wedrówka, pełna trudów; wreszcie wielkie poświęcenie i powrócenie do zdrowia).
Jeszcze większy sens zawiera przecudny "Silmarillion"... początek:
"Na początku był Eru, Jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Iluvatarem; On to powołał do życia Ainurów, Istoty Święte, zrodzone z Jego myśli"- Bóg istniejący od zawsze stwarza aniołów....
"Lecz gdy temat rozwijał się dalej, w sercu Melkora zbudziła się chęć, żeby wpleść wysnute z własnej wyobraźni, niezgodne z tematem Iluvatara(...)"- bunt szatana...
Oczywiście, przykładów jest więcej.. (mam nawet książkę "Znaleźć Boga we Władcy Pierścieni")... przytoczyłem tylko przykłady dla tych, którzy o temacie nie mają pojęcia... (np: Agata, Monika... no, praktycznie to prawie nikt od nas z klasy nic nie wie :P)
Pozdrawiam,
ptok